Otóż dziś rozpoczęłam swoją praktykę ciągłą w szkole podstawowej. Jestem troszeczkę przerażona, lecz wydaje mi się, że podołam 😉 Wystarczy, że uda mi się jakoś do tych dzieciaków podejść.
Udało mi się nawet załapać na konferencję… I tutaj doznałam szoku. Ci wszyscy pedagodzy i nauczyciele, którzy regularnie uciszają swoich uczniów… Sami musieli być uciszani przez dyrektorkę szkoły 🙂
Czyż to nie ironia?
Ale ogólne wrażenia – pozytywne.
na pewno podolasz:) w kazdym razie powodzenia ;p dobrze ze podstawowa nie liceum, a broń Boże gim 😛 schołocz
Podołasz. Nauczyciele są jak dzieci, bardzo ale to bardzo rozpuszczeni…
Nie rozumiem porównania…
Piszesz „podałam i dam radę” pachnie to przecież pleonazmem, a mialas z pewnoscia Kulture jezyka;P pozdrowienia ziom;)
No, chyba najłatwiejsza możliwa robota Ci się trafiła. ;]
Ze starszymi byś miała dużo większy problem.
A czy mowa potoczna, to jest to samo, co język pisany? Czy na 100% prawidłowo wymawiasz „jabł„? Tak samo i z frazeologizmami. ;]
@eRIZ, wcale nie najłatwiejsza. Dzisiaj dzieciaki rzucały się szklanymi butelkami, szkło się tłukło, wczoraj przeklinały na nauczycielkę… Sama szósta klasa… Są gorsi niż gimnazjaliści. Olaboga!
Oczywiście, że mowa potoczna to co innego niż język pisany, ale jest jeszcze coś takiego jak oficjalna polszczyzna. I każdy nauczyciel ma obowiązek się taką mową posługiwać!
Bez wyjątków. To w nauczycielach tkwi przyszły słownik ich uczniów.
Nie, ja powiem tak – a gdzie są/byli rodzice?
Wolę nauczyciela, którego rozumiem i jest w stanie po ludzku przekazać to, co ma na myśli, niż takiego, który używa „ąę” na każdym kroku, a sprawia, że cała klasa go nie słucha i śpi. 😛
Nie chodzi mi tu bynajmniej o to, że słownik słuchaczy może być ograniczony, ale – na litość Boską – dużo bardziej przystępne jest słuchanie normalnego języka niż rozprawy naukowej. I mnie to osobiście irytuje – zamiast zachowywać się jak człowiek, zachowuje się jak naukowiec, którego mało kto rozumie. Teoria a praktyka, to są dwie różne rzeczy, droga Filolożko. Lepiej się już wyrażać mową potoczną i mieć większe nadzieje, że przekazywane treści trafią do uczniów, aniżeli uczniowie prześpią całą lekcję nic z niej nie wynosząc (rzecz jasna, niedosłownie :P).
Jest różnica między językiem zrozumiałym a błędami językowymi, drogi eRIZ i tego nie da się podważyć. Można mówić zrozumiale i jednocześnie poprawnie.
Fakt, aczkolwiek często się zdarza, że to tylko subtelna różnica…
Kolokwializmy, czy inne tego typu wyrażenia (stosowane, oczywiście, z umiarem) stanowią jednak pewne urozmaicenie. ;]
A i uczniowie mają także powód, żeby się trochę pośmiać, bo jednak warto czasem popełniać błędy. ;]
heh. Nie rozumiem Twojego toku myślenia. Nauczyciele nie są od tego, aby popełniać błędy. Śmiać nie powinno się z nich, a ewentualnie z nimi. Bo jaki autorytet ma nauczyciel, z którego się uczniowie śmieją? Albo taki, który nie mówi poprawnie?
Powtarzam. Nauczyciel, w tym wypadku polonista, jest od tego, by dzieci nauczyć mówić poprawnie. Jak mają tego dokonać uczniowie, skoro osoba o najwyższym autorytecie w tym przypadku – popełnia błędy.
Nie rozumiem co tu podchodzi pod (tę) dyskusję.
Popatrz – podręczniki są tak beznadziejnie pisane, że ciężko odróżnić je od encyklopedii. I przyznam, że zagadnienia są wyjaśniane tak sztucznym językiem, iż ciężko je pojąć od razu i trzeba rozklepywać zdania wg „co autor/poeta miał na myśli”.
Jeśli nauczyciel używa tego samego języka, co w książkach (pseudomądrego), to jakie są wyniki nauczania…?
Ja nie mówię, że z nauczyciela, ale właśnie, że z nauczycielem. A dystans do tego typu zasad też jest potrzebny. Pomyśl tylko, co jest po latach, gdy sobie już dorośli uczniowie powiedzą „a ten/ta, to była niezła, , fajny był(a)”. Lepiej tak niż, „o, ten/tamta fatalna, niczego mnie nie nauczył/a”.
Poprawność polityczna nie zawsze wychodzi na zdrowie, nadgorliwość gorsza od faszyzmu. ;]
To musiałeś korzystać z beznadziejnych podręczników 😉 Ja takiego problemu nie miałam. Były pisane czytelnie i zrozumiale 😉 A definicje były wyjasniane „Na chłopski rozum”.
Znów zapętlasz się w tym, co napisałeś we wcześniejszym komentarzu. Więc i ja powtórzę: Można, bez problemu, mówić poprawnie i zrozumiale. Nauczyciele nie mogą mówić z błędami językowymi.
Ani poprawność polityczna ani nadgorliwość nie mają tu nic wspónego.
Niestety, ja sobie podręczników nie wybieram, są one określane z góry…
Można, ale to są wyjątki… 🙁
To nie są żadne wyjątki. Nie rozumiem, bez obrazy, ale musisz mieć naprawdę jakąś traumę związaną ze szkołą.
Dobry nauczyciel ZAWSZE wysławia się jednocześnie zrozumiale i poprawnie.
Naprawdę nauczycielka od polskiego mówiła „Tam pisze”????????????????????????????????????????????????????????? Apokalipsa. A ja drżałam, jak moja opiekunka praktyk nie poprawiała uczniów jak mowili „Proszę Panią”……
Przepraszam, ale czy nie mówi się raczej „doznać szoku”?
No właśnie!
Cieszę się, że ktoś mnie rozumie 😉
Mówi się 😉
Dziękuję, już poprawiłam