Istnieje stereotyp, że ludzie posługujący się gwarą są prości, a czasem wręcz prostaccy. Gdy na ulicy słyszy się człowieka mówiącego (na przykład) po śląsku, od razu uważa się, że jest on ograniczony. Widząc pracowników na budowie, krzyczących do siebie tylko gwarowo, od razu myślimy – co za prostak. Stereotyp czy prawda?
Muszę przyznać, że coś w tym jest. W latach osiemdziesiątych (to wiem z opowiadań) i dziewięćdziesiątych, w szkołach tępiono wręcz gwarowe zapędy. Uważano, że jedyny właściwy język to czysta polszczyzna. W niektórych miastach nawet proszono rodziców o nieużywanie dialektów w domu. Cel – wytępić wszystko co niezwiązane z językiem polskim. Czy to dobrze?
Osobiście uważam, że gwara niczym nie ubliża jej użytkownikowi. Pod jednym warunkiem – jeśli jest dodatkiem do polszczyzny. Jeśli ktoś potrafi w odpowiedniej sytuacji odpowiednio się wysławiać. W szkole, pracy – po Polsku, w domu, w barze, ze znajomymi – gwarowo.
Miałam w podstawówce i w liceum jednostki, które niestety, ale języka polskiego nie używały (nie znały) w ogóle, co sprawiało, że miały problem z wypowiadaniem się na forum klasy oraz same były nierozumiane. To niestety trochę upośledza normalne egzystowanie wśród ludzi.
Od niedawna zaczęła rozwijać się moda w pielęgnowaniu wśród młodych ludzi dialektów i gwar. Powstały w tej sprawie nawet pewne organizacje.
A jakie jest wasze zdanie na ten temat?
W sumie bardzo bym chciał umieć posługiwać się jakąś gwarą, nie wiem, mi się to kojarzy z jakimś elementem, który łączy daną społeczność, coś co jednoczy i zbliża ludzi do siebie. I jeśli młodzi ludzie są tego świadomi i sami ją pielęgnują, oczywiście nie zapominając o polszczyźnie to wszystko jest naprawdę godne naśladownictwa. Być dumnym ze swoich korzeni to jest podstawa, moim zdaniem.
gwara to kolejna cecha budująca indywidualność i tożsamość danego społeczeństwa. nie powinniśmy w tych czasach rezygnować z cech wyróżniających 😉
Jak najbardziej popieram pomysł pielęgnowania gwary wśród młodych. Jeśli te tradycje zanikną, to [chyba] wyjazdy do Zakopanego czy na Kaszuby nie będą już takie ciekawe. Dziś te rejony kojarzą nam się właśnie z „innym” językiem i myślę, że stanowią jedną z atrakcji dla przybyszów z innych części Polski.
W Poznaniu występuje ciekawe zjawisko: stare rodziny inteligenckie posługują się gwarą chętnie: w rozmowach codziennych praktycznie cały czas, w sytuacjach oficjalnych – nierzadko. Nikogo z tego środowiska nie ździwi w przemówieniu polityka czy gazetowym artykule stwierdzenie, że do jakiegoś fyrtla wiara dojeżdża bimbą.
Natomiast prostaki po awansie społecznym mówią literacką polszczyzną i nawet na „tej” potrafią się oburzyć.
Polskie gwary upadły i stały się ofiarą propagandy z czasów PRL: jeden naród, jeden język.
W szkole uczono mnie, że gwary to coś gorszego. A gdy PRL umarło, okazało się, że znajomość gwary to powód do dumy, że nie wszystko umarło w ciężkich czasach komuny i tożsamość regionalna zachowała się.
Moim zdaniem powinno się uczyć poprawnego języka polskiego w całym kraju, ale w regionach, w których silne są wpływy języków regionalnych też trzeba pielęgnować tradycję.
Zupełnie mi nie przeszkadza, że ktoś ze Śląska do żony i dzieci nie „mówi” tylko „godo”. Ale gdy rozmawia ze mną, chciałabym go rozumieć.
Myślę, że wartość gwary zacznie się doceniać, kiedy bdzie ona wymierać. A już co raz mniej osób posługuje się gwarą.