Artykuł Grzegorza Marczaka z AntyWeb, pt. „Rze gnamy Grammar Nazi” przeczytałam dziś rano. Moje refleksje były, jakie były i postanowiłam odpuścić. Zostałam jednak poproszona w komentarzu do poprzedniego wpisu o napisaniu, co o tym myślę. Wiem, że artykuł ten narobił wiele szału i pisano już o nim wszędzie „w branży”.
Grzegorz, znany z powszechnego popełniania błędów, napisał o tym, że tak zwani grammar nazi to grupa internautów gorsza od trolli, którzy czepiają się wszystkiego. Grammar nazi bowiem, według Marczaka, to osoby, które czepiają się wszelkiego rodzaju błędów, nie zważając zupełnie na treść, którą czytają lub jakikolwiek przekaz merytoryczny. Skanują tylko swoim wzrokiem tekst w poszukiwaniu niedociągnięć stylistycznych, literówek czy nawet błędów ortograficznych.
Czy Marczak, publikując tak ostry tekst na temat tej społeczności internetowej, przesadził? Czy obrazek w nagłówku to za dużo? Czy osoba popełniająca mnóstwo błędów ma prawo w taki sposób nazywać purystów językowych? (załóżmy, że nie do końca purystów, bo ci raczej czytają ze zrozumieniem).
Wulgarna grafika na blogu AWAutor wpisu podaje przykład bardzo skrajny, w jednym z komentarzy do któregoś z poprzednich wpisów, użytkownik zwraca uwagę na błąd, którego de facto nie ma. Po prostu źle przeczytał (wziąć – wsiąść). Ktoś szybko wyprowadza go z błędu, a po chwili znów sypią się komentarze, że w tekście pojawia się błąd. Widać więc, że ci tak zwani grammar nazi nie czytają nawet całej dyskusji. Krążą tylko w poszukiwaniu błędów. To może irytować, zgadzam się.
Z przymrużeniem oka!
Jeśli jednak Twój blog stał się obiektem zainteresowań takich ludzi, możesz być po części dumny – oni nie „ruszają byle czego”, a jedynie same poczytne i często odwiedzane miejsca 😉
Przyczepić się jednak można argumentu Grzegorza, który twierdzi, że nawet jak przeczyta tekst kilka razy i sprawdzi go, to błędy i tak będą. Oj, to nie jest żadne usprawiedliwienie. Błędów nie powinno być i kropka. Redakcja z AntyWeb liczy przecież kilka osób, na pewno więc znalazłby się ktoś, kto chętnie by Grzegorzowi teksty sprawdzał.
Należy też odnieść się do kwestii kultury. Zgadzam się z tym, że zwracać uwagę na błędy można na wiele sposobów. Sama wielokrotnie przekonałam się o tym, w jaki sposób można to robić (tak, otrzymuję czasem komentarze, które nie nadają się do publikacji ze względu na wulgaryzmy w nich zawarte). Najlepszy sposób na krytykę kogoś, to pozostać kulturalnym. Każdy inteligentny człowiek weźmie ją sobie do serca.
Uważam, że Grzegorz miał wiele racji pisząc o tej grupie internautów. Są oni niezwykle uciążliwi i kompletnie niepotrzebni, skoro nawet nie czytają artykułów, w których błędy wychwytują. A teksty, mimo błędów, czytać się często da bez większych kłopotów. W końcu podczas czytania, powinno nam zależeć na zrozumieniu tekstu, a nie szukaniu błędów. Jednocześnie jednak myślę, że tak wulgarna grafika, jak ta, która pojawiła się na początku omawianego artykułu, to zdecydowana przesada.
A jakie jest Wasze zdanie na temat tak zwanych grammar nazi? Natknęliście się na nich?
Z innej beczki: skoro tych purystów językowych, miłośników polszczyzny, którzy nie skalali się nigdy żadnym błędem (czy jak tam kto woli – grammar nazi) tak bodą te wszystkie błędy na antywebie (innych stronach www), to po jakie licho wracają tam po raz kolejny? Skoro puszczenie tekstu do publikacji zawierającego błędy jest dla niektórych osób brakiem szacunku, to po jakie licho znów wracają na daną stronę (by być ponownie „obrażanym” kolejnymi błędami)?
Jeśli na jakiejś stronie występuję jako czytelnik, to bardziej mnie interesuje zawartość merytoryczna tekstu niż jego ewentualne błędy i jeśli artykuł jest ciekawy, napisany z pasją oraz interesująco podchodzi do danego tematu, to nie widzę powodu, aby się obrażać za błędy w tekście.
Adam nie mam wontpliwości rze gdyby na rynku bloguf tehnologicznyh istniała silna alternatywa dla antyłebu to pan marczak swojom niereformowalnościom stracił by czenść czytelnikuw. Niestety puki co takiej niema, wienc „jenzykowi naziści” nie majom wyjścia, a i nowi redaktoży antyłebu radzom sobie zdecydowanie lepiej nirz sam naczelny. Co do Twojego argumentu o tym rze liczy siem tylko wartość merytoryczna to odpowiedz sobie sam: ile czasu straciłeś na rozszyfrowanie mojej odpowiedzi? 🙂
Ja bym bardzo chciał żeby ktoś mnie poprawiał, przynajmniej uczyłbym się na błędach. Niestety mimo wielu postów na forach rzadko się to zdarza.
Jak następnym razem pochwalą się długim czasem wizyt swoich użytkowników to przynajmniej będziemy wiedzieć skąd się bierze 😉 Błędy widocznie robione są celowo, bo rozszyfrowanie tekstu a potem zrozumienie go zajmuje dużo więcej czasu ;p
Czyli wszystko jasne. Błędy są popełniane celowo, żeby zmniejszyć współczynnik odrzuceń w statystykach 😀
Z tym współczynnikiem to chyba nie do końca, raczej czas wizyty. Współczynnik mówi nam czy ktoś przeglądnął więcej niż stronę, na którą wszedł.
Nie zgadzam się, na współczynnik odrzuceń składa się więcej czynników.
Ale to nie miejsce, aby o tym dyskutować 🙂
Może jak nie poprawiają to oznacza że nie mają co…? 😛
Ja to widzę tak: Antyweb to już nie jest blog, to jest firma. Można było swego czasu przeczytać o niemałej sumce, jaką inwestor w Antyweb wpompował. To już nie jest blog, to jest redakcja, ba, może nawet coś w rodzaju wydawnictwa (skoro np. ma swoje „Biuro Reklamy” etc.
I o ile błędy w blogu mogą razić, zniechęcać, odpychać czytelników, o tyle błędy w TAKIM blogu, w przedsięwzięciu na wskroś już komercyjnym, są po prostu niedopuszczalne.
No, ale jest też i tak, że w przypadku publikacji internetowych nie ma to chyba większego wpływu na sukces lub porażkę przedsięwzięcia: internauci głosują, że tak powiem, myszkami. Zapewne wielu czytających Antyweba radzi sobie z poprawną pisownią nie lepiej niż jego twórca… 😉
Mam to szczęście, że tematyka Antyweba nieszczególnie mnie interesuje, więc zaglądam tam bardzo rzadko. Ale gdyby ktoś zapytał mnie o to, co z tych rzadkich wizyt zapamiętuję, odpowiedziałbym „jakieś startupy, jakieś 'ajpody’ i 'ajfony’ i masa błędów”.
Święte słowa, myślałam już, że tylko ja mam takie odczucia. Jeśli w redakcji nie ma korektora, wystarczy zatrudnić praktykanta studenta do tej mrówczej pracy, choćby zdalnie. Podczas pisania łatwo o literówkę czy „zjedzenie ogonka”, autor czasem tego nie wyłapie, bo czytając słyszy w głowie tekst docelowy, a nie to co ma przed oczami. Można jednak podrzucić tekst innej osobie do sprawdzenia. Ja również z Antyweb pamiętam głownie błędy.
Tematycznie: http://kotywatory.mykmyk.pl/img/710//w_photo_2_0b1c654b5f1195501a624122daafcf68_jpgworking.jpg
Dobre 🙂
Pewnie prawda jest gdzieś pośrodku, racja, że na antywebie zdarzało się wiele błędów, jednak osoby, które się ich czepiały często przesadzały ze swoimi reakcjami.
A ja lubie tych Grammar Nazi. Śmieszni są 🙂
Wielokrotnie natykałem się na tą grupę internautów. Nie darzę ich specjalną sympatią. Pomimo tego, że sam staram się pisać poprawnie takie polowania na czyjeś błędy uważam za niepotrzebne. Wiadomo – można komuś zrobić uwagę, jeżeli popełnił rażący błąd, ale nie przesadzajmy. Uważam, że autor tamtego artykułu ma trochę racji, chociaż wybrał dosyć mocną formę przekazania swojej opinii 🙂
Pomimo tego, że sam nie cierpię tych „grammar nazi” to w przypadku Antyweb trzeba im przyznać trochę racji. Tak duży serwis nie powinien pozwalać sobie na takie głupie i proste błędy gramatyczne.
Cieszę się że są tacy, którzy nie zgadzają się na akceptowanie błędów językowych. Nie wiem tylko dlaczego tacy jak ja mają tylko „trochę racji”.
Nie rozumiem logiki myślenia tych, którzy błędy akceptują.
Zaśmiecanie miasta, skwerów, chodników, psie kupy na trawniku są nie akceptowalne, ale zaśmiecanie języka bywa aprobowane! W imię czego? Swoiście rozumowanej wolności osobistej? Czyli wolno walić kupę na trawniku mimo że śmierdzi? Mi tak śmierdzi błąd ortograficzny.
Pomijam kwestię, że zaśmiecanie języka jest o wiele bardziej szkodliwe niż sranie na trawnik.
Nie mogę się z Tobą nie zgodzić.
P.S. 1) „Nieakceptowalne” pisze się łącznie.
2) <> (Przed „dlaczego” powinien stać przecinek.)
3) Nie ma czegoś takiego jak „logika myślenia”. Pisze się „logika” albo „myślenie”.
4) Gdyby tylko „zaśmiecanie” języka bywało (w domyśle: czasem) aprobowane… Ale przecież ono jest aprobowane bardzo często.
5) „Czyli wolno walić kupę na trawniku, mimo że śmierdzi?” (przecinek przed „mimo że”).
Zadbaj o to, by nie było błędów językowych, interpunkcyjnych, ortograficznych… 🙂
Dzień dobry, dlaczego używanie zdrobnień, np. pieniążki, bułeczki, jest nieprawidłowe?
Nie jest, jeśli nie używa się ich zbyt intensywnie.
Od Nazików Boże drogi Nas zachowaj…
Moim zdaniem istnieje zdecydowana różnica pomiędzy „Grammar nazi”, osobą zwracającą uwagę na błędy ortograficzne i zwykłym trollem. Wedle moich doświadczeń „Grammar Nazi” poprawiają najczęściej spotykane błędy gramatyczne, widząc w tym swoje posłannictwo. Często nie mają nic do blogu ani do blogera, ale uważają, że część błędów dyskwalifikuje tekst. Teoretycznie za nimi nie przepadam, ale w czasie rozmowy zdarza mi się zgrzytać zębami gdy słyszę jak ktoś np. łamie związki frazeologiczne. Drugi typ to ludzie, którzy poprawiają ortografię. Dzielą się na tych, którzy są uprzejmi oraz na zwykłych chamów, którzy uważają, że znajomość zasad ortograficznych upoważnia ich do rzucania dowolnej liczby obelg. Ale tak naprawdę w artykule opisano zwykłe trolle czyli ludzi, którzy czepiają się bo mogą się czepiać i nie mają nic lepszego do roboty w sieci. Jako bloger z dysortografią, częściej niż często słyszę uwagi na temat ortografii – jeśli są uprzejme, dowcipne lub z odrobiną zrozumienia wracam do tekstu i poprawiam, jeśli są wredne dochodzę do wniosku, że ortografia posłużyła w miejsce argumentu. Uważam, że należy dbać o czystość języka, ale oznacza to (w moim dysotrograficznym przekonaniu) dbanie nie tylko o formę, ale i treść. Dlatego, jeśli naprawdę chcemy dbać o poziom blogosfery powinniśmy zwracać uwagę, przede wszystkim tym którzy piszą korzystając z wulgaryzmów, źle używających związków frazeologicznych, czy łamiących konstrukcję zdania. Ale też bez przesady. W końcu treść jest najważniejsza (ps. bardzo fajny blog. miło czytać stonowane uwagi dotyczące poprawności językowej)
Fajna merytoryczna wypowiedź, dlatego Zwierzu pozwól że Tobie zadam to pytanie: dlaczego osoby z z dysortografią nie korzystają z wbudowanych we wszystkie możliwe aplikacje internetowe korektorów pisowni?
Ja rozumiem, ze pisząc na kartce, można nie wiedzieć przez jakie „u” pisze się dany wyraz, nie rozumiem, jak można nie zareagować na czerwone jak wół podkreślenie w okienku komentarza. Dlatego właśnie wydaje mi się, że walka z błędami, nie jest walką z dysortografią, a z leniami (często – proszę mi pozwolić na ten epitet – śmierdzącymi) którzy nie akceptują wyrzucania śmieci na chodnik, ale sami nie pochylą się nad swoim – dobrze widocznym i zaznaczonym – błędem.
Może na coś nie zwróciłem uwagi, stąd pytanie. Póki co uważam że to niedbałość, lenistwo, bylejakość i brak szacunku dla czytających – a nie dysleksja.
A widzisz, problem polega na tym, że wszyscy znani mi dysortograficy korzystają z takich programów. Ja np. nie pisuję wpisów w okienku przeglądarki, która ma gorszy korektor tylko w Wordzie. Ale problem pojawia się tam, gdzie zawodzi autokorekta – w moim przypadku, problemem zawsze była interpunkcja (w moim dysortograficznym świecie, mogłaby nie istnieć) czy zupełny brak wyczucia jak pisać razem czy oddzielnie (znam zasady ale ich nie widzę np. potrafię napisać „nie nawiść” a potem przeglądając tekst uznać, że jest OK). Uważam, że spokojnie można tępić teksty, w których autor pisze ” ktury” bo to czyste lenistwo. Nie mniej, jak wszyscy wiemy są błędy ortograficzne na niebie i ziemi, o których nie śniło się autokorekcie.
Pani Bród, chciałbym zadać Pani pytanie.
Proszę mi powiedzieć jak poprawnie zapiszemy zdanie, które „jest długie”. Chodzi mi tu o użycie pytajnika, albo o jego brak. Jak będzie poprawnie? A może dodać dwukropek?
PYTANIE:
Kiedy pojawią się w sklepie płyty tych artystów: Madonna, Michael Jackson, Rihanna?
To zdanie jest w przede wszystkim niepoprawne gramatycznie. Można spytać: „Kiedy pojawią się w sklepach płyty takich artystów, jak Madonna, Michael Jackson, Rihanna?
I wtedy bez wątpienia stawiamy przecinek.
Ale Pani nie ma z pewnością racji.
Bo ja pytam konkretnie, TYLKO o tych wymienionych artystów.
A jak Pani wstawi to swoje „takich jak” to wszyscy to rozumieją jako „podobnych”. Takich jak – czyli „w ich klimacie”. A mi chodzi przecież nie o to.
Ponawiam więc pytanie.
Nawet wtedy Pana zdanie jest błędne. Bo jak chodzi Panu o konkretnych artystów, to trzeba ich odmienić. I wtedy będziemy mieć zdanie:
„Kiedy pojawią się w sklepie płyty tych artystów – Madonny, Michaela Jacksona, Rihanny?”.
I stawiamy znak zapytania.
No to nie mogła Pani napisać, że to zdanie będzie poprawne kiedy skorzystamy ze znaku „pauza”?
Tak też jest?
Polecam czytać ze zrozumieniem. Przede wszystkim poprawiłam „Pana” zdanie, dodałam myślnik (zamiast dwukropka) i odmieniłam artystów (dopełniacz zamiast mianownika). A finalnie odpowiedziałam na Pana pytanie czy powinien tam być przecinek.
Hmm … a co powiedziałaby Pani na taką wersję:
Kiedy pojawią się w sklepie płyty Madonny, Michaela Jacksona i Rihanny?
Pozdrawiam 🙂
Ja nie rozumiem, jak w miejscu publicznym jakim jest niewątpliwie blog można popełniać jakiekolwiek błędy, zwłaszcza, że mamy do dyspozycji automaty korygujące. Przesada.
A to zdanie jest poprawne?
Ale mógłbyś rozwinąć te dwa zdania bo ich nie rozumiem?
Powinno brzmieć: „… ale mógłbyś rozwinąć te dwa zdania? Bo ich nie rozumiem.”
Czy słowo „bo” nie powinno być napisane wielką literą?
Oczywiście, powinno 😉 dziękuję, już poprawiam.
Pani Bród. Czy jest słowo „Videorecenzowanie”? A jak nie to jak zapisać. Pytałem się jednego z „tych ważnych” polonistów odnośnie „videorecenzji” bo nie widziałem czy pisze się razem czy osobno i mnie zganił. Czy zatem istnieje słowo „Videorecenzowanie”?
Nie ma takiej potrzeby.
Grammar Nazi pewnie też nie raz zdarzyło się zrobić jakąś literówkę, czy błąd w tekście. Przecież jesteśmy tylko ludźmi, wiec to normalne, że takie rzeczy się zdarzają. Nie rozumiem po co robić z tego aferę. Zgadzam się, że teksty publikowane w gazetach, internecie powinny być sprawdzone dwa, trzy razy pod względem merytorycznym oraz ortograficznym, ale gdy jeden czy dwa błędy nam umkną po co robić z tego problem.
Internet to dziwne miejsce z równie dziwnymi stworzeniami.
Jeżeli ktoś popełnił błąd należy go o tym poinformować. Grammar nazi robi to w jak najbardziej widoczny i głośny sposób: to tak jakby na przyjęciu gospodyni krzyknęła: „Ej, kolego w zielonym, to miejsce jest dla kogoś innego!”, zamiast podejść do gościa i powiedzieć mu na osobności, żeby zajął inne miejsce. A argument, z którym nie sposób dyskutować: „toż to w imię poprawności językowej!” jest w tym przypadku nadużyciem. Moim skromnym zdaniem 🙂
Pani Bród. Czy jest słowo „Videorecenzowanie”? A jak nie to jak zapisać. Pytałem się jednego z „tych ważnych” polonistów odnośnie „videorecenzji” bo nie widziałem czy pisze się razem czy osobno i mnie zganił. Czy zatem istnieje słowo „Videorecenzowanie”?
Wytykanie błędów nigdy chyba nie jest przyjemne, ale na błędach się uczymy. Rozumiem Antyweba, że nie przepada za ludźmi czyhającymi na potknięcia. Chodzi tutaj chyba o sam sposób krytykowania/wytykania – można robić to kulturalnie ale można też po chamsku. Błędy robi każdy, trudno. Chodzi o to, żeby nie robić ich następnym razem. I nie być leniem – czasem zerknąć do zasad, po coś je mamy….
Pozdrawiam!
Jakie wytykanie błędów? O czym ty mówisz?